N. Grospierre, Stracone złudzenia. Manifest ex post na rzecz modernizmu architektonicznego.

Architekturą modernistyczną interesuje się od końca lat 90-tych. Modernizm architektoniczny stanowi w moich oczach wyjątkowy wyraz plastyczny i formalny, wywodzący się z pewnego projektu społecznego, opartego na idei postępu (choć to wydaje się może iluzoryczne).

Fotografuję ją z pasją, wręcz obsesyjnie, od 2001 roku. Kibuce odkryłem podczas podróży do Izraela w 2008 roku, a trzy lata później zrodził się pomysł zestawienia tego budownictwa z architekturą kołchozów.

Intrygowało mnie to, że te dwa zjawiska – zarówno unikalne, jak i pokrewne, gdyż ich korzenie są wspólne – rozwinęły się w radykalnie różnych kontekstach, w oddalonych od siebie o pięć tysięcy kilometrów miejscach, a ostatecznie dały dość podobne formalne i urbanistyczne rezultaty. Oba stanowią przy tym przestrzeń publiczną pozbawioną wymiaru komercyjnego, której – moim zdaniem – brakuje we współczesnym paradygmacie architektonicznym. Wreszcie ich charakter, praktycznie nieznany poza krajami pochodzenia, sprawił, że tym bardziej chciałem o nich opowiedzieć szerszej publiczności.

Sformalizowałem idei projektu w 2012 r., a fotografie wykonałem w 2014 i 2015 roku. Zdaje się, że od tego czasu świat wywrócił się do góry nogami. W lutym 2014 roku Rosja zaanektowała Krym, nie wywołując masowych protestów opinii międzynarodowej. Osiem lat później jej armia wkroczyła do Ukrainy i od tego czasu toczy się tam wojna. W październiku 2024 roku Hamas zaatakował Izrael, a rząd Benjamina Netanjahu rozpoczął wojnę odwetową, w której zginęły już tysiące ludzi.

Chciałbym podkreślić iż radykalnie i całkowicie potępiam wspomniane powyżej wydarzenia, które poza horrorem, jaki wywołały, demonstrują też rodzaj relacji z innym, który jest mi zasadniczo obcy. Być może zabrzmi to naiwnie, ale interesuję się kołchozami i kibucami tylko w takim stopniu, w jakim są one ucieleśnieniem pokojowej wizji społeczeństwa. Nie chciałbym, aby ten projekt był w jakikolwiek sposób kojarzony z wojowniczymi impulsami Władimira Putina lub Benjamina Netanjahu. Można zatem zapytać, po co w ogóle prezentować te fotografie, skoro niesie to ze sobą ryzyko bycia kojarzonym z polityką ich reżimów. Odpowiedź jest prosta: aby nie paść ofiarą autocenzury i bronić tego, co uważam za słuszne w mojej pracy.

To powiedziawszy, zbieżność tych wydarzeń na świecie z publikacją moich prac, sprawia, że ten tekst jest niezbędny jako wyjaśnienie moich intencji. Aktualna sytuacja geopolityczna prowokuje również pewne dodatkowe uwagi na temat tego projektu i fotografii w ogóle.

Zewnętrzne wydarzenia uczyniły wyraźniejszymi pewne aspekty projektu, których co prawda byłem wcześniej świadomy, ale które nie zostały wyraźnie sformułowane. W kibucach i kołchozach starałem się widzieć wizję społeczeństwa, według której architektura jako element inżynierii społecznej ma na celu stworzenie przestrzeni życiowej, w tym przestrzeni publicznej. Nie podkreśliłem jednak wystarczająco innych charakterystycznych cech tych wiejskich modernistycznych osad, w szczególności związanych z ich zakładaniem, mianowicie kolonialnego cienia, który rzucają, a także – bardziej ogólnie – ich związku z innością.

W krajach bałtyckich kołchozy były wynikiem sowieckiej dominacji i nawet jeśli kolektywizacja tam nie była tak brutalna jak w innym czasie czy miejscu, na przykład w dwudziestoleciu międzywojennym w Ukrainie, faktem pozostaje, że została narzucona siłą przez sowiecki reżim. W Izraelu sytuacja jest mniej jednoznaczna, ale trzeba powiedzieć, że wiele kibuców powstało w miejscach wysiedlonych palestyńskich wiosek. To także forma kolonializmu – specyficzna, z pewnością różniąca się od kolonializmu mocarstw europejskich, ponieważ opierająca się na wierze w zasadność ponownego zawłaszczenia ziemi, którą Żydzi uważają za swoją, słusznie lub nie. Tak czy inaczej, w obu przypadkach przy tworzeniu wiejskich osad mogło brakować harmonijnego sąsiedztwa, uznania podmiotowości innych oraz dobrej relacji z nimi, opartej na akceptacji i szacunku.

Mam nadzieję, że te uwagi wzbogacą odczytanie mojego projektu i umożliwią szersze spojrzenie. Wydarzenia ostatnich dziesięciu lat zadziałały jak przedłużone zanurzenie w kąpieli (fotograficznego) wywoływacza – wydobyły kontrasty i podkreśliły całą złożoność, czasem bolesną, ukazywanych zjawisk architektonicznych.

Uderza mnie ponadto, jak moja książka Dom dla kultury, wydana przed tą wystawą, w 2022 roku, z dnia na dzień stała się świadectwem wybiórczego – i być może już nieaktualnego? – podejścia do modernizmu, w którym fascynacja formą i ideałami projektu znacznie przeważa nad jego ciemniejszą stroną. Z dzisiejszego punktu widzenia modernistyczny projekt może wydawać się nierozerwalnie związany z kolonializmem, jako wyraz społecznej projekcji opartej na idei postępu, dobrowolnego lub dokonywanego na siłę.

Fascynujące jest również to, jak egzogeniczne wydarzenia mogą wpłynąć na pracę fotograficzną, która została stworzona przed nimi i która – obiektywnie – pozostała taka sama. Moim zamiarem w 2011 roku było przede wszystkim przedstawienie nieznanych zjawisk architektonicznych, nie czułem wówczas potrzeby podkreślania ich ciemnych i trudnych stron. Zdjęcia powstały. Nie zmieniły się od tamtego czasu, ale komentarz, który im towarzyszy, jest inny – bardziej złożony, bogatszy, mniej idealistyczny. Spojrzenie nie może być naiwne, a fotografii musi towarzyszyć podpis. W przeciwnym wypadku ryzykujemy, że pozostanie ona dwuwymiarowym plastycznym gestem. Wojciech Wilczyk w innym kontekście napisał, że „niewinne oko nie istnieje”. Dziś czuję głębię tych słów, które dla mnie przybierają formę maksymy o istocie fotografii.

Pozostawiam moim odbiorcom ocenę tej pracy. Mimo że ani jej zamysł, ani ona sama od chwili realizacji nie uległy zmianie, można ją porównać do retroaktywnego palimpsestu, w którym upływ czasu i zewnętrzne wydarzenia uwypukliły mniej widoczne wcześniej poziomy czytania. Moja fascynacja modernistyczną architekturą – a nawet miłość do niej – trwa nadal, pragnienie komunikowania nią pozostało nienaruszone, ale złudzenia co do jej czystości zostały rozbite.

-Nicolas Grosspierre, wrzesień 2024